O tragizmie wielkiej wojny.


Piękno i smutek wojny - dwadzieścia dzienników autentycznych osób prezentujących różne narodowości, stany i światopogląd. Zebrane i opracowane na pięćset pięćdziesięciu stronicach, w dwustu dwudziestu króciutkich rozdzialikach. Bohaterowie za swojego życia nie mieli ze sobą za wiele wspólnego - nie łączyło ich wiele więcej ponad fakt dzielenia ze sobą czasów, w których przyszło im żyć. Mimo tego, że przedmowa sugeruje, że losy tych ludzi w pewien sposób się przeplotą, do niczego takiego nie dochodzi. Każdy z nich ma swoją wojnę: jedni ją kochają, inni nienawidzą, czasem nie rozumieją, ale też nie potrafią wyobrazić sobie bez niej codzienności. Przez lata działań wrosła we wszelkie aspekty ich żyć. Czasem najwięcej słyszeli o niej w kawiarni...

Bohaterów z początku cechuje iście romantyczne podejście. Ach, to zupełnie jak nas, Polaków, - do dziś nie czujemy traumy po wielkiej wojnie, bo jako jedni z nielicznych mogliśmy (pomimo wielu strat) nazwać się wygranymi (upragniona niepodległości!). Jednak gdy my oczekiwaliśmy zmian na mapie politycznej kontynentu, inni oczekiwali przygody swojego życia. Ekscytacja towarzysząca przełamaniu monotonii może być dla czytelnika zaskakująca. Młodzi mężczyźni wyruszają dziarsko na front, z początku pewni wygranej. Wyobrażają sobie siebie jako bohaterów, tych dzielnych, wracających "z tarczą". Nie zawsze mówią o tym w swoich zapiskach, ale ich wizje są raczej jasne: chcą prawdziwej chwały. 

Ale ta książka to nie tylko życie żołnierza. To życie Paryżanina, który o walkach pisze, myśli i przeżywa w głębi siebie, ale prawdziwą wojnę widzi dopiero, gdy nad jego miasto zlatują się samoloty armii niemieckiej. On sam ukrywa się wówczas w podziemiach teatru. To też losy młodziutkiej niemieckiej uczennicy, której słowa często przerażają, ale w rezultacie budzą pewne współczucie - była ofiarą ideologii nienawiści. Jak wiadomo z historii, ofiary takie bywają brutalne. Osoby niektórych bohaterów zostają wzbogacone ich wizerunkami. Niestety, nie wszystkich ich możemy zobaczyć i uważam to za straszna szkodę, do czego jeszcze wrócę. Ale młodą Niemkę zobaczyć możemy: chudziutka, ma rude warkocze, piegi, klisza na zawsze upamiętniła jej okrągłe policzka śmiejącej się twarzy. W ramionach trzyma kotka, dosyć niepewnie, co zdradza jej wzrok, ale wygląda na zdecydowanie szczęśliwe dziecko. Tragedie dziejące się w "dalekich" okopach jednak i jej nie ominą. Nie chodzi tu wcale o braki w sklepach.

Widzimy też wojnę oczami sanitariuszek. W moim odczuciu, spod ich rąk wyszły najmocniejsze słowa. Nie wiem w jakim stopniu zależy to od faktu, że były kobietami, kierującymi się swoją wrażliwością. W ich przeżyciach nie ma zbyt wielu wspomnień związanych z błotem okopów, nie brały one do rąk karabinów i nie szły zabijać nieprzyjaciela na pierwszą linię frontu. Ich wrogiem była śmierć, z którą walczyły jak mogły, często przegrywając. Ich twarze i słowa były ostatnimi doświadczeniami, jakie dostawali ranni żołnierze przed śmiercią. Wszystkie to młode dziewczęta, u niektórych nawet śmierć z początku budziła zaciekawienie. Wszystkie w trakcie wojny zobaczyły o wiele więcej niż kilku martwych przy drodze, a do frontu było im bliżej niż początkowo się spodziewały.

Co najpiękniejsze w tej książce to fakt, jak ożywia ona bohaterów. Ich dzienniki są pierwszoosobowym świadectwem, które na pewno warte są lektury, jednak to historyk nazwiskiem Peter Englund w, cudowny wręcz sposób, pobudza je na nowo do życia. Każda strona jest żywa. Czasem autorzy wspomnień w ogóle nie dochodzą do słowa, gdy pan Englund akurat o nich pisze. Robi to w zwykłym, narracyjnym tonie, dodając oczywiście dużo ze swojej wiedzy człowieka patrzącego z dystansu. Prócz doświadczeń, jakie dotykają naszych bohaterów, znamy tło historyczne. Obszerne przypisy wyczerpują tematy na tyle, żeby zmieściły się w przeciętnej objętości przypisu i pozostały ciekawymi. 

Wszystko to szarzy ludzie. Niektórzy rzeczywiście zostali bohaterami wojennymi, ale po kilku latach było to dalekie od spełnienia jakiegoś marzenia. Tym często stawał się po prostu pokój. A gdy się skończyło - co dalej? Ci, którzy przeżyli, mieli nieszczęście rozpoczynania kolejnego etapu życia w pogrążonej w kryzysie Europie. Rosjanie wracali do czerwonej ojczyzny, do kolejnej wojny, tym razem domowej. Mieli w plecakach swoje dzienniki, swoje świadectwa. Nie znajdziemy ich nazwisk na Wikipedii, mimo to pozostali w pewien sposób nieśmiertelni. Myślę, że podobna refleksja nad lekturą typu dziennik nachodzi każdego. Unieśmiertelnili każdą swoją myśl, którą zdążyli zapisać, a którą dziś możemy postawić sobie na półce. Wspomniałam o tym, że możemy spojrzeć w ich twarze, to uważam za szczególnie magiczne. Zobaczyć czyjąś twarz jest prosto. Przeczytać kogoś myśli jest trudniej, ale tylko trochę. Gdy mamy te dwa dokumenty, zaczynamy widzieć w nich najprawdziwsze życie, życie, jakim sami je znamy.

Wojna zmieniła wszystkich, okaleczyła ich dusze, czego nie brali pod uwagę, gdy cieszyli się, że przyszło coś, co przełamie rutynę ich życia. Dziś niesiemy ze sobą i ich doświadczenia, i doświadczenia wojny lat czterdziestych. Jesteśmy o tyle bogatsi. 

PODSUMOWUJĄC: 20 losów, 550 kartek, ładne wydanie ze Znaku (często występujące w promocjach -50%), uzupełnione fotografiami nie tylko bohaterów, ale także ogólnych archiwaliów wojennych. Lektura wieczorowa, refleksyjna, zdecydowanie nie do połknięcia w dwie noce. 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Przedstawiam się

Magdalena, maturzystka, z rosnącą od lat potrzebą pisania. Blogowanie zaczęłam w wieku lat dziesięciu, jako najbardziej wpływowa blogerka podwórka. Dziś zajęcie to traktuję już mniej poważnie, ale radość z wyskrobania od czasu do czasu kilku myśli nie zmalała.

O czym?

O wszystkich rzeczach, o których nie tylko miło mi pisać, ale sama chciałabym przeczytać.

Fotografie użyte na blogu głównie należą do mnie, w innym wypadku podaję źródło.

Czym są uporniki?

Uporniki to z języka słoweńskiego rebelianci.