Książka i film - "Złodziejka książek"



Ile już czasu zbierałam się żeby przeczytać "Złodziejkę książek"? Już dobre kilka lat temu usłyszałam pierwszą pochlebną na jej temat opinię. Jak to z książkami bywa, czasu i pieniędzy czasem brak, dlatego pozycje "do przeczytania" stoją w długiej kolejce zanim się za nie wezmę. Z tą było podobnie. Nie wiem, ile jeszcze by tak sobie czekała, gdyby nie fakt, że wyszedł film, a z nim kolejne wydanie książki z filmową okładką. O bardzo wątpliwej estetyce. Wbrew ostatnim tendencjom w czytelnictwie, uwielbiam macać i oglądać swoje fizyczne książki, a kiedy mogę, to wybieram ładniej wydaną wersję, stąd szybka decyzja o zakupie.

Książka ma zaskakującą narrację. Po pierwszych rozdziałach (a raczej: rozdzialikach) podchodziłam do niej nieufnie, i raczej byłam skłonna ku stwierdzeniu, iż wcale mi się nie podoba. Z każdą minutą niecodzienny sposób opowiadania historii bohaterki zyskiwał moją sympatię.

Nie chcę streszczać książki - sama lubię, kiedy fabuła mnie zaskakuje, dlatego nieraz unikam nawet wczytywania się w broszurowe teksty na okładce. Wiedziałam tylko to, że bohaterką jest młoda dziewczynka, a akcja toczy się w III Rzeszy. Tutaj chyba złapałam się w pewną pułapkę: potem zobaczyłam plakat filmowy (widoczny powyżej) i widoczną na nim "starszą osobę" zidentyfikowałam jako nazistę. To głupie, bardzo głupie, robić sobie jakiekolwiek oczekiwania wobec książek i spodziewać się rozwoju wypadków, do którego nie dochodzi. Za często daję się temu złapać.

Kilka dni po skończeniu lektury, kiedy zdążyłam już odpowiednio ją "przetrawić", obejrzałam film. Początkowo zachwycił mnie tym, jak dużo kadrów zgadzało się z moim własnym filmem, który wyprodukował się w mojej głowie w trakcie czytania. W jakiś dziwny sposób czułam podobny klimat, jak przy czytaniu książki - stworzenie czegoś tak abstrakcyjnego jak "klimat" ekranizacji, bez przerysowania, to sztuka jednak trudna.

Ale o ile książka z mijającymi minutami zyskiwała, film tracił. Nie chodzi o to, że był zły - nie był. Niewyobrażalnie jednak spłycił opowiadaną historię. Doprowadził do kilku najlepiej przyjmujących się wśród popularnego widza motywów, ukrócając historię każdej postaci z osobna do krótkiej scenki pozwalającej zapałać nam do niej sympatią. Książka zasługuje na dużo więcej niż poprawny film familijny!

Przeczytanie "Złodziejki książek" wyzwoliło u mnie masę szczęścia, taką, jaką wyzwala obcowanie z naprawdę dobrą książką. Adaptacja była już mniej wspaniałym doświadczeniem, mimo to i ją jestem w stanie polecić na niedzielne popołudnie. Rzecz jasna, tylko po wcześniejszym zapoznaniu się z oryginałem Zusaka. Mało tego: myślę, że kiedyś wrócę do tej książki. Nieczęsto mam takie odczucie. Znacznie bardziej charakterystycznym dla mnie podejściem jest spojrzenie na sprawę sposobem "tyle książek do przeczytania, a czasu tak mało". Historia, którą stworzył Zusak, jest urzekająca na tyle, żeby obejść mój twardy światopogląd.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Przedstawiam się

Magdalena, maturzystka, z rosnącą od lat potrzebą pisania. Blogowanie zaczęłam w wieku lat dziesięciu, jako najbardziej wpływowa blogerka podwórka. Dziś zajęcie to traktuję już mniej poważnie, ale radość z wyskrobania od czasu do czasu kilku myśli nie zmalała.

O czym?

O wszystkich rzeczach, o których nie tylko miło mi pisać, ale sama chciałabym przeczytać.

Fotografie użyte na blogu głównie należą do mnie, w innym wypadku podaję źródło.

Czym są uporniki?

Uporniki to z języka słoweńskiego rebelianci.